— Chiny obecnie boją się czegoś, co się po chińsku nazywa luan, co po naszemu myśmy przetłumaczyli jako anarchię albo zamęt. Chińska historia jest okresem podziałów i zjednoczeń. Teraz mamy etap jednoczenia. Ale każdy władca chiński boi się tych ruchów odśrodkowych, tego, że jak się coś stanie, to nie tylko straci władzę, ale i się kraj rozpadnie. Z tych lęków bierze się też bezwzględność wobec tych obszarów etnicznie niechińskich jak np. Tybet czy Ujgurów. Bo tam może być ta dywersja. Więc trzeba po prostu dokręcać śrubę jeszcze mocniej — mówi w rozmowie z Onetem prof. Michał Lubina*.